Po pierwszej połowie 1:4 (relacja z meczu r. 2005/6)
W sobotę na boisku przy Puławskiej 266 byliśmy świadkami niezwykle emocjonującego widowiska i niecodziennego wyczynu. Nie co dzień bowiem zdarza się wrócić z tak dalekiej podróży, w jaką wybrali się nasi młodzi piłkarze w pierwszej połowie meczu z drużyną KS Łomianki. W drugiej jednak udowodnili, że mają serducha do gry i po spektakularnej pogoni odwrócili losy spotkania ostatecznie zwyciężając 5:4.
Kluczowa dla końcowego rozstrzygnięcia była trzecia kwarta. To w niej zawodnicy Football Talents wrócili do gry. I ten powrót można rozumieć na dwa sposoby. Po pierwsze nawiązali walkę i pokazali sobotniemu przeciwnikowi, że nie wystarczy ich powalić na deski. Z tych desek potrafią się podnieść i oddać z nawiązką, to co wcześniej przyjęli. Po drugie wrócili do tego, co prezentowali w swoich najlepszych wiosennych meczach, czyli do współpracy całej drużyny w fazie defensywnej i ofensywnej. To co dobre dla nas zaczęło się w 32 minucie meczu. Nasz nowy kapitan Julian Turowski wykonał rajd na połowie rywala, po wcześniejszym przechwycie piłki i mocno uderzył na bramkę przeciwnika. Golkiper przyjezdnych obronił ten strzał, ale przy dobitce, debiutującego w naszych barwach Maksa Jesionka był już bezradny. Cztery minuty później ten sam duet przeprowadził piękną dwójkową akcję, po której Julian znalazł się w polu karnym w sytuacji sam na sam z bramkarzem Łomianek i plasowanym strzałem pokonał swojego rywala. Akcje wymienionej dwójki przynosiły efekt bramkowy, ale to waleczna postawa wszystkich naszych zawodników i ich zaangażowanie sprawiły, że w trzeciej odsłonie spotkania zmniejszyliśmy naszą stratę z trzech do zaledwie jednego gola.
Wcześniejsze wydarzenia nie zapowiadały jednak takiego obrotu spraw. Już dwie minuty po pierwszym gwizdku prosty błąd w kryciu spowodował utratę pierwszej bramki. Nasza obrona na początku spotkania w ogóle nie przypominała, trudnego do pokonania we wcześniejszych meczach, muru. Bliżej jej było natomiast do szwajcarskiego sera, w którym pełno dziur. Nasz bramkarz też miał trochę kłopotów z przyzwyczajeniem się do tego, jak zachowuje się piłka na naturalnej trawie, stąd niezbyt pewne pierwsze interwencje. Za to ofensywa FT rozbijała się w swoich akcjach, o rosłych obrońców rywali. Kiedy zaczęliśmy przełamywać obronę gości, ci w dziewiątej minucie przeprowadzili kontrę i było już 0:2. Przyjezdni długo nie cieszyli się z tego prowadzenia, bowiem dwie minuty później powalczyliśmy o piłkę pod bramką Łomianek i ta wylądowała pod nogami Wiktora Rzepkowskiego. Ten dostrzegł lepiej ustawionego Łukasza Mordyńskiego i wyłożył mu piłkę na strzał. Łukasz, który był naszą najjaśniejszą postacią w tej części, wykorzystał swoją okazję i zdobył kontaktowego gola. Chcieliśmy szybko doprowadzić do wyrównania, ale zadanie to utrudniał świetnie dysponowany bramkarz gości. Na domiar złego w 14 minucie Łomianki po raz trzeci tego dnia pokonały Kowala, w czym nie przeszkadzali zbytnio nasi defensorzy, raz za razem gubiący krycie. Na pierwszą przerwę schodziliśmy przegrywając 1:3.
Drugą kwartę rozpoczęliśmy odważniej. Stworzyliśmy sobie kilka dobrych sytuacji, ale za każdym razem strzały naszych zawodników bronił golkiper Łomianek. Frustracja wśród naszych piłkarzy narastała, a w 22 minucie osiągnęła apogeum. Goście zaliczyli czwarte tego dnia trafienie. Wydawało się, że „jak nie idzie, to nie idzie”. Przed zmianą stron rezultat nie uległ już zmianie. Wędrujący poza linię boczną chłopcy zwiesili głowy. Widmo porażki zajrzało im w oczy. Byliśmy pod ścianą. W miejscu, gdzie nie można sobie pozwolić na krok w tył. W miejscu, z którego trzeba ruszyć do przodu. Nieważny był wynik tego meczu, tu chodziło o udowodnienie czegoś samym sobie. O pokazanie charakteru i oblicza drużyny. I wyszliśmy na drugą połowę.
Rozpoczęło się pół godziny, o których chłopcy będą jeszcze długo pamiętać i przypominać je sobie w trudnych chwilach. Sygnał do boju dał kapitan i ruszyła za nim cała drużyna. Po kwadransie zmniejszyliśmy prowadzenie gości, ale pozostawała jeszcze ostatnia kwarta. Przeciwnicy nie mieli zamiaru wypuszczać zwycięstwa z rąk. Dorównywali nam w zaangażowaniu, ale my przypomnieliśmy sobie jak potrafimy grać w piłkę. Wygrywaliśmy indywidualne pojedynki, nasze podania były dobrze zaadresowane, a w defensywie wróciło „stare dobre”. Wzajemna asekuracja i poświęcenie chłopców. Do wyrównania doprowadził Kuba Nowosielski, który skutecznie wykorzystał rzut karny, podyktowany za faul na Franku Grabowskim. Poczuliśmy, że szala zwycięstwa przechyla się na naszą stronę. Parliśmy na bramkę rywali, żeby zadać decydujący cios. I zadał go Jaś Stańczak, mocnym i precyzyjnym strzałem zza pola karnego. Piłka powędrowała w okolice okienka bramki gości, a tam ich golkiper nie był w stanie jej dosięgnąć. Asystą popisał się Kuba Nowosielski, który dostrzegł wychodzącego na wolne pole Jasia. Do końca pozostawało 6 minut. Skupiliśmy się na defensywie i wyczekiwaliśmy na kontry. Nie chowaliśmy się przy tym za „podwójną gardą”, kryliśmy przeciwników na całym boisku. Dawaliśmy pokaz zespołowej gry w obronie, ale w ostatniej minucie popełniliśmy jeden mały błąd z prawej strony, który mógł być opłakany w skutkach. Na szczęście silne uderzenie z bocznego sektora boiska obronił nogą Kuba Kowalczyk. Chwilę po tej interwencji sędzia zakończył mecz, a chłopcy rozpoczęli świętowanie zwycięstwa. Zwycięstwa nie tyle nad przeciwnikami, co nad swoimi słabościami.
Brawa dla wszystkich zawodników i ogromne gratulacje. W starciu z jedną z najmocniejszych drużyn w naszej grupie pokazaliście, co potraficie. Cieszcie się to wygraną, ale pamiętajcie jednocześnie, że „jedna jaskółka wiosny nie czyni” i że jeden dobry mecz nie uczyni z nas mistrzów. Swoją klasę trzeba będzie potwierdzić w nadchodzącym tygodniu, w którym czekają nas dwa trudne spotkania. Środowe z UKSem Łady i sobotnie z liderem grupy, SEMPem Warszawa.
Zawodnikiem meczu wybrany został Julian Turowski. Na początku ciążyła mu opaska kapitana, ale po zmianie stron pokazał, jak powinien grać lider drużyny. Cały czas musi pamiętać o swoich podstawowych defensywnych obowiązkach.
Na wyróżnienie zasłużyli:
Miguel Ciołczyk Garcia – walka o środek boiska, jaką stoczył w trzeciej kwarcie miała ogromne znaczenie, nie było dla niego straconych piłek, pokazał też jak dużo widzi na boisku, musi szybciej podejmować decyzje, kiedy jest przy piłce
Maks Jesionek – świetnie wprowadził się do drużyny i wpasował do jej charakteru, jego współpraca z Julianem otworzyła nam drogę do powrotu, musi być ostrożniejszy w starciach z przeciwnikami
Drużyna Football Talents r. 2005/06 – za walkę z poświęceniem „jeden za drugiego” do ostatnich minut i za pokaz zespołowej gry w drugiej części meczu.
Dziękujemy kibicom za doping, który poniósł zawodników do zwycięstwa, zwłaszcza w ostatniej kwarcie. Musimy jednak zacytować zdanie, które padło z ust jednego z chłopców, w momencie, gdy padła bramka na 3:4 i niektórzy ponownie uwierzyli w końcowy sukces – „Oho, mamy kibiców”. Interpretację pozostawiamy Państwu .
Dziękujemy również kibicom młodszego rocznika (2007), za przygotowanie i pozostawienie na nasz mecz dowcipnych transparentów.
Football Talents reprezentowali:
1) Miguel Ciołczyk Garcia
2) Franek Grabowski – 1 asysta
3) Maks Jesionek – 1 gol, 1 asysta
4) Kuba Kowalczyk – bramkarz w całym meczu
5) Łukasz Mordyński – 1 gol
6) Wiktor Nowak
7) Kuba Nowosielski – 1 gol, 1 asysta
8) Andrzej Olszewski
9) Kuba Piesiewicz
10) Jaś Rode
11) Wiktor Rzepkowski – 1 asysta
12) Jaś Stańczak – 1 gol
13) Julian Turowski – 1 gol, 1 asysta
Najnowsze komentarze