Wyjazdowe zwycięstwo z Kosą (r. 2005/6)
Na trudnym (dosłownie i w przenośni) terenie w Konstancinie, na przekór problemom kadrowym, swoje pierwsze tegoroczne wyjazdowe zwycięstwo wywalczyli zawodnicy r. 2005/6. Spotkanie obfitowało w emocje, drużyny zmieniały się na prowadzeniu, a o naszej wygranej 4:3 zadecydowały końcowe minuty.
Do rewanżowego spotkania z Kosą Konstancin podchodziliśmy pełni obaw. Nie były to jednak obawy natury „sportowej”. Martwiliśmy się o to, czy zdołamy uzbierać wystarczającą ilość zawodników na mecz. Zielone szkoły, komunie, wyjazdy rodzinne, a do tego kontuzje Kuby Kowalczyka (w piątek okazało się, że lekarz zabronił bronić Kubie jeszcze przez tydzień), Filipa Mazura (kontuzja podczas końcowej gry na czwartkowym treningu) i Witka Pełki (pechowa kontuzja ręki odniesiona w czwartek wieczorem) spowodowały, że zastanawialiśmy się czy uda nam się uzbierać meczową siódemkę.
Finał był taki, że do dyspozycji było dziewięciu zawodników z całej kadry, liczącej obecnie 21 osób. Szczęśliwie cała dziewiątka stawiła się na sobotnie spotkanie. W tym miejscu, jako trener, chciałbym rodzicom tej dziewiątki bardzo podziękować.
Wstępna faza meczu pokazała, że w sobotę wieczorem, na boisku przy Bielawskiej 78 w Konstancinie, raczej nie będziemy świadkami technicznych indywidualnych popisów i pięknych akcji złożonych z dokładnych, płaskich podań. Delikatnie rzecz ujmując, nawierzchnia boiska, po prostu temu nie sprzyjała. Grywaliśmy jednak w gorszych warunkach. Gospodarze skrzętnie wykorzystali lepszą znajomość własnego terenu w pierwszych minutach. Zepchnęli nas do defensywy i w czwartej minucie po płaskim strzale wyszli na prowadzenie. Skuteczną interwencję naszemu bramkarzowi utrudnił nieco, stojący metr przed nim, kolega z obrony. Stracona bramka podziała na nas mobilizująco. Szybko chcieliśmy odpowiedzieć. To cieszy, bo ostatnio mieliśmy z tym problem i bramki traciliśmy seriami. W siódmej minucie Kuba Nowosielski, znajdujący się na wysokości pola karnego, z jego prawej strony, podał płasko do wbiegającego w „szesnastkę” Jasia Stańczaka. Jaś umiejętnie opanował piłkę i strzałem, w lewy, dolny róg bramki pokonał bramkarza gospodarzy. Od tego momentu zarówno gra, jak i wynik były wyrównane. Piłka gościła raz pod jednym, raz pod drugim polem karnym. Nasza „eksperymentalnie” zestawiona defensywa dobrze sobie radziła, choć kilka razy pozwoliła przetestować rywalom umiejętności Mateusza Świdnickiego. Mieliśmy też trochę szczęścia, bo przeciwnicy dwukrotnie obili nam poprzeczkę. Duże problemy pojawiały się, kiedy wyprowadzaliśmy piłkę od własnej bramki. Dalej jest to nasza „pięta achillesowa”. Kiedy już przechodziliśmy z futbolówką przez linię środkową, gorąco robiło się pod bramką rywali. Dobrze dysponowany bramkarz Kosy długo nie chciał dać się pokonać po raz drugi. Musiał jednak sięgnąć po piłkę do swojej siatki w 29 minucie. Wyszedł co prawda zwycięsko z pojedynku jeden na jeden ze „Stanem”, ale przy precyzyjnej dobitce Kuby Nowosielskiego, zza pola karnego, był bez szans. W końcówce drugiej kwarty mieliśmy jeszcze jedną dogodną sytuację do zdobycia bramki. Po faulu na Krzysiu Jemielniaku, mieliśmy rzut wolny z odległości ok.10m od bramki. Strzał Jasia Stańczaka wylądował jednak na poprzeczce. Po dwóch pierwszych kwartach prowadziliśmy 2:1.
Po zmianie stron gospodarze szybko doprowadzili do remisu. Sprawnie przeprowadzona akcja ze zmianą stron, dośrodkowanie w pole karne i tam niepilnowany zawodnik wyrównuje stan rywalizacji. Jasne staje się, że w tym wyrównanym spotkaniu, obie ekipy będą walczyły o zwycięstwo do ostatnich minut. Toczymy prawdziwy bój w środkowej strefie boiska, gdzie Maks Jesionek, Jaś Stańczak (oraz zmienicy Krzyś Jemielniak i Tymon Gabryś) starają się wymusić błąd na rywalach i szybkim podaniem obsłużyć nieco pasywnego „Nowego”. Nasi boczni obrońcy Jaś Rode i Julian Turowski zatrzymują wiele akcji w swoich sektorach, a Miguel Ciołczyk Garcia asekuruje ich poczynania i „czyści” przedpole. W bramce i jej okolicach skoncentrowany i czujny jest Mateusz Świdnicki. Między 40, a 45 minutą dwukrotnie twarzą w twarz z golkiperem gości staje Kuba Nowosielski, ale za każdym razem piłka tuż przed strzałem odbija się od kępy trawy, uniemożliwiając Nowemu trafienie w bramkę. Niestety dla nas w 50 minucie sprawiamy prezent kolegom z Konstancina. Daje znać o sobie nasza, wspomniana wcześniej, bolączka – wyprowadzenie piłki od bramki. Jesteśmy podłamani i pojawiają się pierwsze momenty zwątpienia, ale po chwili zagryzamy zęby i ruszamy do walki z jeszcze większą zaciętością. Duży w tym udział licznej i fantastycznej tego dnia publiczności, kibicującej Football Talents. W końcu do pressingu podłącza się Kuba Nowosielski i wymusza błąd na rywalu w okolicach bocznej linii boiska. Piłka skacze, a Kuba decyduje się na uderzenie z woleja. Tym razem nie przeszkadzało mu więc nierówne podłoże, a futbolówka po uderzeniu Nowego wędruje w okienko bramki gospodarzy, gdzie po palcach golkipera wpada do siatki. Wielka radość i zastrzyk wiary. Jest 55 minuta. Gospodarze czują, że umknęło im zwycięstwo, ale nie przeczuwają tego, co stanie się minutę później. Julian Turowski posyła długą, górną piłkę z naszej strefy obronnej. Próbuje ją opanować obrońca Kosy, ale doskakuje do niego Jaś Stańczak i przejmuje futbolówkę. Prowadzi ją krótko w kierunku narożnika pola karnego, po czym oddaje mocny strzał w kierunku dalszego słupka. Chwila napięcia, czy piłka wpadnie do bramki, czy też nie i eksplozja radości. Na cztery minuty przed końcem wychodzimy ponownie na prowadzenie. Od tego momentu skupiamy się na defensywie i do końcowego gwizdka udaje nam się utrzymać wynik. Podobnie jak przed tygodniem, w pełni rewanżujemy się za mecz z pierwszej rundy
W pierwszym starciu z Kosą to nam brakowało szczęścia i mieliśmy nadzieję, że sytuacja odwróci się w rewanżu. I tak właśnie się stało. Szczęściu trzeba jednak pomagać i reprezentanci FT wiedzieli w sobotę jak to zrobić. Wygraliśmy w głównej mierze dzięki walecznej postawie i zaangażowaniu do ostatnich minut. Pokazaliśmy po raz kolejny, że ta drużyna ma odpowiednie umiejętności i bojowego ducha, który pozwolił jej odnieść już trzecie zwycięstwo w ostatnich czterech meczach.
Zawodnikiem meczu wybrany został Jaś Stańczak – „serce” drużyny, zarówno jeśli chodzi o pozycję na boisku, jak i zaangażowanie w grę. W środkowej strefie dzielił i rządził. Zaliczył dwa trafienia (w tym to decydujące) i asystę. Musi jednak pamiętać, że „serce” drużyny nie może „pękać” gdy drużynie nie idzie.
Na wyróżnienie zasłużyli:
Jaś Rode – najpewniejszy z naszych obrońców; trudno wyobrazić sobie obronę FT w tej chwili bez niego; powinien częściej podłączać się do akcji ofensywnych, ale przy pędzącym do każdej akcji Julianie jest to faktycznie trudne
Miguel Ciołczyk Garcia – rozegrał cały mecz na nowej dla niego pozycji i dobrze wywiązał się ze swoich zadań, dobrze czyta grę; musi szybciej reagować, bo brak zdecydowani w niektórych sytuacjach mógł nas drogo kosztować
Kuba Nowosielski – duży wkład w zwycięstwo, przede wszystkim statystyczny (2 gole i asysta); potrafi zaskoczyć bramkarza strzałem z każdego miejsca; do poprawy ruch bez piłki i zaangażowanie w odbiór (innymi słowy: Kuba biegaj!)
Bardzo dziękujemy kibicom za fantastyczne wsparcie z trybun. Może kadra meczowa nie była zbyt liczna, ale dzięki Wam mieliśmy jednego zawodnika na boisku więcej
Football Talents reprezentowali:
1) Miguel Ciołczyk Garcia
2) Tymon Gabryś
3) Krzyś Jemielniak
4) Maks Jesionek
5) Kuba Nowosielski – 2 gole, 1 asysta
6) Jaś Rode
7) Jaś Stańczak - 2 gole, 1 asysta
8) Mateusz Świdnicki – bramkarz w całym meczu
9) Julian Turowski – 1 asysta
P.S. Po ostatnim meczu z Orlętami ktoś przypadkowo zabrał treningową białą koszulkę Jasia Rode. Prosimy o przeszukanie swoich rzeczy, chłopców grających w tamtym meczu i przyniesienie koszulki na następny trening.
PS. 1. Od Trenera Filipa:
Nigdy jeszcze publicznie nie udzielałem się zarówno po świetnych jak i po gorszych występach żadnej z drużyn prowadzonych przez naszych trenerów. Dziś jednak chciałbym dopisać do powyższej relacji słowa uznania dla Trenera Kornela jak i Jego zawodników obecnych na meczu z Kosą. Z własnego doświadczenia wiem, jak trudne jest „łatanie dziur” w składzie gdy brakuje jednego czy dwóch zawodników. W meczu z Kosą nieobecnych było znacznie więcej a w pamięci pechowo przegrany pierwszy mecz. Ciężko w takiej sytuacji o motywację i pozytywne myślenie u samych zawodników jak i u trenera. A jednak, mimo niezbyt dobrze układającego się spotkania, mimo wszystkich przeciwności udało się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. To samo miało miejsce w meczu z KS Raszyn i innych. Wartym podkreślenia jest więc charakter trenera (i zawodników oczywiście) oraz umiejętność dostosowania się do aktualnej sytuacji. Zarówno od strony psychologicznej jak i taktycznej. Brawo!
BRAWO dla Zawodników, Trenera i Trybun;-)