Rocznik 2007 znowu wygrał :)
Rocznik 2007 w niedzielę rozgrywał mecz „na szczycie”, w którym mierząc się z drugą w tabeli Olimpią próbował bronić pozycji lidera. Mecz stał na wysokim poziomie, ale nasza gra momentami pozostawiała wiele do życzenia. Ostatecznie jednak wygraliśmy 3:0 i trzeba przyznać, że było to zwycięstwo za wysokie.
O tym, że Olimpia to dobry zespół wiedzieliśmy od dawna, a wyniki ostatnich spotkań (trzy zwycięstwa z rzędu) tylko tę tezę potwierdzały. My jednak również gramy bardzo dobrze więc przed niedzielną batalią zacieraliśmy ręce.
Rozpoczęliśmy dobrze. Kilka niezłych akcji, pierwszy celny strzał Kuby Janusa, duża ochota do gry no i co najważniejsze piękna akcja w 6 minucie gry, kiedy Ignaś Rychcik prostopadłym podaniem „uruchomił” naszego strzelca wyborowego – Szymona Kazanę. „Kazik” stając oko w oko z bramkarzem Olimpii ze spokojem minął go, po czym strzelił do pustej bramki. Krychowiak z Lewandowskim takiej akcji by się nie powstydzili
Tyle że na kolejne długie minuty była to ostatnia dobra akcja naszej drużyny. Daliśmy się zepchnąć do defensywy i tak jak sam odbiór wychodził nam w miarę nieźle (z naciskiem na ‚w miarę’) to podania po odbiorze były TRAGICZNE. Regularnie podawaliśmy do przeciwnika, w niepotrzebnym pośpiechu, w kompletnej ciszy, w chaosie i nerwach. Na pewien czas nic nie zostało z dobrej drużyny. Rywale atakowali ale na szczęście w okolicach pola karnego dawaliśmy radę przerywać te akcje, a nasz bramkarz Igor Kyrcz nie miał za wiele pracy. Chyba tylko raz mocny strzał w górny róg bramki skutecznie wybronił. Pozostałe strzały najczęściej były niecelne lub blokowane.
W tym słabszym okresie naszej gry nastawiliśmy się na kontry i kilka razy bardzo niewiele zabrakło byśmy prowadzili dwiema bramkami, ale też raz mogliśmy mówić o szczęściu gdy strzał „na wślizgu” jednego z zawodników gości minął słupek naszej bramki o centymetry.
Nagle jednak po wykonywaniu serii podań wprost do przeciwnika, w okolicach 25 minuty przeprowadziliśmy przepiękną akcję złożoną z wielu podań. Piłka jak po sznurku przeszła niemal przez wszystkich zawodników naszej drużyny, a co najważniejsze zakończyła się kolejną akcją sam na sam Szymona Kazany. Tym razem Szymon od razu zdecydował się na strzał, ale bramkarz nie dał się zaskoczyć i mimo dobitki wyszedł z opresji obronną ręką.
Jak to się dzieje, że przez 20 minut podajemy głównie do rywala, by po chwili przeprowadzić tak dojrzałą akcję? To już jest nasza zagadka… na którą próbujemy znaleźć odpowiedź.
Końcówka pierwszej połowy była już nieco lepsza, ale schodząc na przerwę z prowadzeniem 1:0 mogliśmy mówić o delikatnym szczęściu.
Konstruktywna rozmowa w przerwie na kilka pierwszych minut na niewiele się zdała. Co prawda poprawiliśmy kilka elementów – szczególnie komunikację, ale Olimpia za wszelką cenę chciała jak najszybciej doprowadzić do wyrównania. Miała ku temu kolejne dobre okazje, ale trzeba przyznać, że goście tego dnia mieli rozregulowane celowniki.
Przez kilka minut odpieraliśmy ataki rywali, by następnie łapać wiatr w żagle i udowodnić, że nie przypadkiem jesteśmy na pierwszym miejscu. Im bliżej końca meczu tym graliśmy lepiej. W 45 minucie prawym skrzydłem popędził Kuba Musialik, podał w pole karne gdzie do piłki dopadł Igor Wydmański. Wydma z kilku metrów mocno kopnął do bramki i wyprowadził nas na prowadzenie 2:0.
Po kilku minutach obejrzeliśmy bardzo podobną akcję Kuby Musialika, znów rajd prawą flanką i dośrodkowanie w pole karne. Tam piłkę w doskonałej sytuacji opanował Szymon Kazana, a w ostatniej chwili interweniujący obrońca wbił ją do własnej bramki.
Nasi zawodnicy w tym momencie złapali ogromną pewność siebie, a Olimpia próbując zmniejszyć rozmiary porażki co raz bardziej się odkrywała. W efekcie mieliśmy kilka świetnych szans na podwyższenie wyniku, ale dobrze bronił bramkarz przyjezdnych, który w w jednej z akcji interweniował aż trzy razy. Nas dopadła niesamowita niemoc strzelecka. W idealnych wręcz sytuacjach kopaliśmy w bramkarza lub nawzajem sobie przeszkadzaliśmy.
Niedługo później gwizdek sędziego zabrzmiał po raz ostatni. Czy ktoś się spodziewał, że po pierwszej rundzie będziemy mieć aż 13 punktów? Pewnie nie. Ale z drugiej strony mamy świadomość swoich braków i tego co musimy poprawiać z każdym meczem. Wcale nie myślimy, że jesteśmy tacy świetni. Cieszymy się bo robimy postępy. I tyle. Z tego samego cieszyliśmy się też wtedy kiedy znacznie częściej przegrywaliśmy.
Rywalizacja w niedzielę była bardzo daleka od ideału, a wynik niesprawiedliwy. Piszemy to ponieważ nie raz zdarzało się, że to my graliśmy lepiej niżby wynik na to wskazywał i wówczas chwaląc naszych zawodników po porażkach używaliśmy tego argumentu. Ale taka jest piłka i trzeba się cieszyć, że teraz to nam sprzyja szczęście, a jemu jak wiadomo należy umieć pomóc
Najlepszym zawodnikiem został wybrany Szymon Kazana (Cóż to była za runda dla Kazika?!). Wyróżnienia kierujemy do Michała Ciechana i Łukasza Sadowskiego, czyli dwóch rezerwowych. To właśnie siła rocznika 2007. Michał udowadnia, że jeśli tylko zdrowie pozwala na regularne treningi ma ogromne możliwości, a Łukasz jest niezwykle świadom swoich atutów, które jak mało kto umie wykorzystywać w trakcie gry. BRAWO!
FT reprezentowali:
- Igor Kyrcz – bramkarz
- Julek Sveen, kapitan
- Mikołaj Brela
- Szymon Kyrcz
- Ignaś Rychcik – 1 asysta
- Kuba Janus
- Igor Wydmański – 1 gol
- Szymon Wolak
- Szymon Kazana – 1 gol i 1 asysta
- Kuba Musialik – 1 asysta
- Michał Ciechan
- Tomek Pilarek
- Łukasz Sadowski
PS> Dziękujemy za doping!
Najnowsze komentarze